niedziela, 27 września 2015

MYŚL KOLOROWO!

Wiele osób zarzuca sobie, że są, tak zwanymi, szarymi myszkami. I na zarzucaniu się kończy… Zamiast coś zdziałać i zmienić umiemy tylko biadolić. A przecież bycie „jakimś” i kolorowym jest bardzo proste!

Można zacząć od bardzo prostych rzeczy, które systematycznie możemy osiągnąć, bez jakiejś napinki.


ZACZNIJ OD DIETY



                          Rozpocznij proces wędrówki po smakach. Codziennie funduj sobie dawkę nowych wrażeń, wpleć w swoje posiłki różnorodność. Zgodnie z zasadami zdrowego żywienia, człowiek powinien dzień w dzień odżywiać się zarówno owocami, jak i warzywami.  Miej w swojej kuchni tęczę- pomarańcze, cytryny, winogrono, kiwi, marchew, brokuły- czy one nie są kolorowe? No są. Czy przy każdym posiłku możesz je dodawać. No pewnie. Będzie kolorów na talerzu i w Twojej głowie. 


PRZYPNIJ UŚMIECH!

                               Widziałam ostatnio w empiku przypinki (np. do plecaka) ze śmiesznymi minami, memami, czy po prostu kolorowe. Odświeżą torbę i pokażą Twój charakter.  Ze smutnego, ciemnego plecaka uczynią uśmiechniętą torbę

                                                                         empik.com

KOLOROWE OTOCZENIE (i to dosłownie)

                                    Robiąc remont w pokoju, pamiętaj o tym, żeby nie lać na ściany po raz kolejny tego samego odcienia żółci, czy oranża (takie preferencje zauważyłam w większości polskich domów). Postaraj się o świeży kolor (limonka, słoneczny żółty, czy czerwień), żeby móc patrzeć na te ściany i nie czuć się przygnębionym. Najlepiej zaopatrzyć się też w jakieś szablony lub samemu zrobić- i walnąć sobie nad łóżkiem jakieś fajne motto. Ja co prawa nie wypisałam żadnej sekwencji, ale za to pomalowałam ściany na amarant i zielone jabłuszko. W moim pokoju czuję się, jakbym jeszcze nie skończyła 10 lat. I o to chodzi- wtedy życie było najbardziej kolorowe!




NEONY, WSZĘDZIE NEONY!

                            Wiadomo, co czyni kobietę szczęśliwszą- shopping!  Jechałam do zoo do Torunia i nie zdążyłam się przesiąść do pociągu, w związku z czym musiałam 2 godziny spędzać czas w mieście, którego nie cierpię (Włocławek).  Wyobrażacie się uczucie zdenerwowania jakie w  sobie wtedy tłumiłam- każdy by się wkurzył. Co zrobiłam, żeby nie widzieć świata w czarnych barwach? Poszłam na rynek i kupiłam sobie takie o to kolorowe neonowe ajermaxy:



Przez pierwszy weekend od ich kupna cały czas w nich chodziłam i na nie patrzyłam i uśmiechałam się od ucha do ucha, że mam takie fajne, kolorowe buty! Później je ubłociłam. Ale mniejsza
Idziesz na imprezę. Większość dziewczyn zapewne ubiera małe czarne- bo wyszczuplają, bo zawsze w modzie, bo na każdą pasują blablabla. Ubierz zwiewną czerwoną z frędzlami! Ludzie od razu Cię zauważą, a co będzie tego powodem? KOLOR.


KOLOROWA KREATYWNOŚĆ NA STUDIACH


                              Wszyscy studenci muszą przejść przez pierwszy rok i nieustanne projekty i prezentacje, które później widzimy na wykładach u szanownych profesorów (no bywa). Wiadomo, jak takie zajęcia projektowe wyglądają- każdy jest zajęty swoimi sprawami, prezentacja ląduje na poczcie, żeby zrobić ściągę i tak naprawdę nikt z tej lekcji nic nie pamięta. Dlaczego? Bo w każdej prezentacji jest to samo, nikt nie umie zadziwić formą, bo ciągle tylko PowerPoint i nic więcej. Zrób coś innego! Wykorzystaj program Prezi. Wymaga tylko rejestracji i poświęconej chwili na ogarnięcie szablonów, jak połączyć slajdy, jak ustawić obrazki itp. Prezentacja Prezi robi znacznie większe wrażenie niż ta zwykła z PP, niestety jest trochę czasochłonna, bo nie każdy ogarnia. Z pomocą wychodzą nam uczelnie- na UTP podczas Festiwalu Nauki organizowane były zajęcia o Prezi. Jak widać, nic trudnego, wystarczy trochę poszperać w necie!

KEEP SMILING!


                        Żeby myśleć kolorowo i kolorowym być , trzeba otaczać się uśmiechniętymi ludźmi, którzy są wdzięcznymi optymistami. Krew mnie zalewa, kiedy moje koleżanki ciągle narzekają, twierdzą, że coś się nie uda, że koło niezdane, że nie zdążą na autobus itd. Co ja na to? UDA SIĘ! ZDAM NA 6! I ZDĄŻĘ! Nie można być marudą widzącym świat w czarnuch barwach, bo świat jest kolorowy, tylko trzeba się z nim wdać w dłuuuugą pogawędkę. Wtedy i on się do nas uśmiecha i my do niego ;)


niedziela, 20 września 2015

Szałowa Lasagne Biedronkowa + przemyślenia o daniach express ;)

Cześć i czołem! 


Ostatnio czuję w sobie głód poznawania nowych smaków, nowych potraw, niekoniecznie jakichś wykwintnych, tylko takich znanych wszystkim, a mnie nie. Będąc na co tygodniowych zakupach w Biedrze, postanowiłyśmy z mamą upolować zachwalaną Lasagne, mimo ewidentnej niechęci do dań gotowych. Co z tego wyszło?


Wspomniana Lasagne wygląda tak:

testujemyjedzenie.pl

Z tego, co wygooglowałam, opakowanie ewoluowało, ale myślę, że na razie zatrzymało się na najbardziej korzystnym wzorze. Na opakowaniu widnieje napis „bez konserwantów” i rzeczywiście za wiele ich nie ma. 



Na zamieszczanych zdjęciach opakowania gdzieś w Internecie zdziwił mnie  napis „Może zawierać jaja, rybę, soję”- z jakiej paki w lazanii z mięsem WIEPRZOWYM  ryba? Ryba, której nie cierpię. No ale mniejsza. 

Tak sobie lasagne wygląda w piekarniku.



 Według producenta, można też ją przygotować w mikrofali, ale jakoś to do mnie nie przemawia, zwłaszcza, kiedy sobie przypomnę mrożone ziemniaki ze skórką po parominutowym zetknięciu z mikrofalą- ohyda. Więc piekarnik. Zgodnie  z nalepką, trzymamy danie 25 minut i po tym czasie wyjmujemy. Od razu mówię (piszę), że jest to jak najbardziej odpowiedni czas. Lazanka po wyciągnięciu z piekarnika wygląda tak:



A moja porcja wyglądała tak:



              Jakie wrażenia? Nie żebym przepadała za zajadaniem się mięsem ze świnki, ale tego mięcha w ogóle nie było czuć. Dla kogoś, kto lubi wieprzowinę był to wielki zawód. Ale nie dla mnie ^^. Było bardzo czuć sos beszamelowy, jednak dodałabym jeszcze jakieś ostrzejsze przyprawy, jakiekolwiek.  Jak widać albo raczej nie widać ( xD), układ warstw porcji nie jest taki jak na opakowaniu, ale to na pewno kwestia ułożenia i doświadczenia w kuchni, którego nie posiadam za grosz!

Suma sumarum,  takie jedno opakowanie lazanii z Biedry może skłonić do poważnych przemyśleń na temat jedzenia na szybko oraz jedzenia w ogóle.

              Gotowe dania obiadowe proponowane nam w marketach to wygoda i lenistwo. Dlaczego lenistwo? Kupujesz sobie w Biedronce gotowe panierowane filety z kurczaka. Zrywasz folię. Rozgrzewasz olej na patelni. Kładziesz filety i je wysmażasz w takim stopniu, jak lubisz. Wszystko to można zrobić praktycznie nie ruszając się znad płyty kuchennej. A co by było, gdybyś sam przyrządzał danie? Przywiózłbyś ze sklepu pierś z kurczaka/ filety. Żeby je wysmażyć, trzeba by je było utłuc. W tym celu przeszukujesz caaaaałą kuchnię w pogoni za tłuczkiem, foliówką i deską (każde w innym miejscu). W końcu ubijasz i wrzucasz na patelnię. Wniosek? Przy własnoręcznym przyrządzaniu produktu mamy szansę zrzucić kilka kalorii! Oczywiście opcja dla ludzi, którzy mają czas i nie są zalatani (jak większość społeczeństwa pracującego).
              Nie ma sytuacji bez wyjścia! Przedstawiam Wam oto wyjście mojej Mamy ;) Gesslerowa na pewno by się do tego przyczepiła, ale ja się nie sprzeciwiam. Moja Mama jest „kobietą pracującą” ;) w tradycyjnym wymiarze godzin (7.30-15.30), więc przyjeżdżając do domu chce zjeść obiad, obejrzeć „Wspaniałe Stulecie”, odpocząć, posiedzieć na fejsie, wyjść na aerobik i  zasnąć na „M jak Miłość”. Nie ma mowy o jakimś w ogóle przyrządzaniu obiadu! Od tego jest weekend ( i kawałek wtorku). W sobotę robi się kupę mięcha na cały tydzień (starcza na pół), w niedzielę robi się zupę i drugą kupę mięcha (bardziej wyrafinowaną, gdyż jak wiadomo, „Niedziela- dzień Cwela” i jeden Najwyższy wie, co mojej mamie strzeli do głowy) i ma się cały tydzień z głowy! Jedynie we wtorek wypada zrobić nową zupkę, bo stara się skończyła. Można? Można!


Więc generalnie Lasagne była dobra (nie pyszna), nakarmiłaby trzech głodnych ludzi (chociaż znam przypadki, że jeden osobnik skonsumował cały jeden kilogram przedstawionej wyżej potrawy- pozderki świnko ;d) i za jakiś czas może znów się na nią skuszę. Powiecie, tak się sprzeciwiała gotowym daniom, a chce się znowu skuszać- otóż teraz będę próbować domowej lasagne, a nie produktu biedronkowego ;)


No to szczałeczka!          

poniedziałek, 14 września 2015

Magic Stores, czyli szałowe odkrycia sklepowe!: Tiger Store w Toruniu

     Hej hej hej!
Chciałabym się podzielić moim wczorajszym odkryciem! Spacerując po toruńskiej starówce, w poszukiwaniu termokubka,  natrafiłam na Tiger Store- duński sklep z oddziałami w całej Europie, Japonii i USA.  Być może ten sklep jest już wszystkim znany- ja miałam szansę poznać go dopiero teraz. 
Wejście do Tiger'a w Toruniu

Wchodząc do niego od razu stwierdziłam, że jest on dla mnie „niebezpieczny”. Dlaczego? Na pierwszy rzut oka znajdowały się tam wszystkie kolory tęczy. Kolorowe świeczki, kolorowe miski, kolorowe zeszyty, kolorowe wszystko. Produkty praktyczne, niezwykłe i designerskie. 

Zaczynamy od artykułów biurowych i papierniczych- kolorowe notesiki, paczkowane ołówki, gumki do ścierania o niewyobrażalnych kształtach, maciupeńkie długopisy. 

źródło: tiger-stores.pl

Następnie artykuły do DIY- farby, koperty, kolorowy papier, taśmy, nożyce tnące wzorki. Były też przedmioty do ćwiczeń- opaski na włosy, maty do jogi, ciężarki. 

źródło: tiger-stores.pl

W oczy od razu rzucały się neonowe świece- niestety nie były zapachowe, więc dla mnie odpada :/ Następnie przechodziliśmy do rzeczy przydatnych na różnego typu przyjęcia- baloniki, talerze papierowe, kubki, sztućce, jakieś przebrania czy coś takiego. 


źródło: tiger-stores.pl

Dalej były artykuły domowe. Pomysłowe zegary (zegar ze wskazówek ołówkowych! <3), kartony, pudełka, miski plastikowe, dzbanki, koszyki, kompaktowe ręczniki, mydelniczki, mnóóóóstwo rzeczy do kuchni i  łazienki.  

źródło: tiger-stores.pl

Sklep oferuje również przyprawy ( w paczuszkach), słodycze (cukierki, lizaki, czekolady).

źródło: tiger-stores.pl

A tu mamy jedno z wielu etui do Iphone'a:

źródło: tiger-stores.pl

 Jest to raj dla ludzi, którzy cenią sobie organizację w domu, a także lubują się w kolorowych dodatkach. Ja, mając na uwadze, że ten sklep jest dla mnie niebezpieczny (xD), straciłam w nim tylko 13 złotych (a z pewnością mogłabym stówę bez większych skrupułów!).


Czekolada mleczna (4 zł)- dobra, nie jakaś Milka, ale może być J i do tego przecudne opakowanie (a raczej cudny chwyt reklamowy), lustereczko powiedz przecie (6 zł)- z jednej strony powiększające i stojak na karteczki (3 zł).

W Polsce działa 12 sklepów Tigera- Bydgoszcz (ul. Gdańska), Toruń (na starówce, przy Domu Towarowym iiii Ratuszu?- nigdy nie wiem co to jest xd), Częstochowa, Łódź, Poznań, Sopot, Wrocław, Warszawa.

A tu macie linka: tiger-stores.pl


Całe szczęście, że Tigera nie ma blisko mnie, bo bym zbankrutowała ;)

A po mini-zakupach stały punkt spaceru po starówce- Mam smaka na Maka! :D


Cześć i czołem!

poniedziałek, 7 września 2015

Studenckie życie: Czym kierować się przy wyborze mieszkania?

Heej J
Długo myślałam nad pierwszym wpisem (15 minut max), chociaż bardziej nad kolejnymi, bo łatwo zacząć, gorzej pociągnąć ;) Zdecydowałam się na poradnik dla przyszłego studenta!
Wiem, że większość już lokum ma, ale są jeszcze tacy, którzy zwlekali. Czym się kierować przy wyborze kwatery do mieszkania podczas studiów? Będę się posiłkować moimi świeżymi doświadczeniami J

1 .    Odległość od uczelni


Wiadomo, że nikomu nie chce się popierdzielać parę kilometrów na uczelnię J Nawet jeżeli to jest wygodny pociąg, czy autobus. Warto wybrać miejsce, do którego będzie można swobodnie wrócić podczas przerwy między zajęciami (powiedzmy dwugodzinnej), a nie liczyć na łaskę, czy niełaskę kolegów.  Czasem też bywa tak, że z nieoczekiwanych przyczyn zostajemy wezwani natychmiast na uczelnię- i co ma wtedy zrobić student, który mieszka na drugim końcu miasta? Moim zdaniem maksymalna odległość od uczelni powinna wynosić około 3 kilometry.  Autobusem zajmuje to 5-10 minut, a pieszo, przy sprzyjających wiatrach, do 30 minut. Pół godziny to nie jakiś wielki wysiłek, więc można zaoszczędzić na biletach J .


2  .     Cena



Wiadomo, że najtaniej wychodzi pokój w akademiku- zależnie od uczelni i miasta cena zaczyna się od 350 zł za pokój dwuosobowy. Akademik jest dobry pod względem odległości od uczelni oraz kontaktu z kolegami (zawsze można skoczyć po notatki, piwo itd.). Znam też wiele przypadków osób, które akademik odmienił- z wstydliwych, cichych osób stały się zdobywcami parkietu na „korytarzówach” J Można również wynająć pokój dwuosobowy ze znajomym (lub nieznajomym), tyle, że jest to o tyle niekomfortowe, że nie można swobodnie pogadać ze swoimi gośćmi. Później mogą się też wywiązać kłótnie o niewysprzątaną część pokoju, czy coś takiego. Ceny zaczynają się od 300 zł w górę (w  moim mieście). Wynajęty pokój jednoosobowy (od 400 zł) to nasza twierdza, w którym może być przez pół roku bałagan, pudełka po zjedzonej pizzy z żyjącym już sosem pomidorowym (tak tak, to ja) i opierdaling do południa, jak się nie ma zajęć i tylko wizyta rodziców albo właścicielki może zmusić do posprzątania (no dobra, żartuję, aż tak tragicznie ze mną nie było, nie będę straszyć moich przyszłych mężów). Mieszkanie dwu,trzy-pokojowe ze znajomymi to pomysł zaczepisty. Oczywiście znajomych trzeba z głową dobierać, o czym się przekonałam na własnej skórze J . Najlepszym wyjściem byłaby kawalerka (tooo już naprawdę porządna twierdza z fosą), tylko niewielu na to stać.. Niezłe kawalerki zaczynają się od tysiaka, ale cisza podczas zakuwania do sesji kusi ;]

EDIT: Jest jeszcze opcja zamieszkania z kimś, mam na myśli np. samotną kobietę, starszą panią. Jest to dobre dla tych, którzy potrzebują spokoju, idealnej ciszy, by się uczyć. Jednak wiadomo, jak to bywa z naturą ludzką? Starsza pani nagle odmieni się w nachalną jędzę, ale też ty możesz nagle zapragnąć urządzać popijawy do rana J
 

3   .   Komunikacja


Czy w okolicy twojego mieszkania są przystanki tramwajowe, autobusowe, czy może stacje z rowerami miejskimi. Jasne, że skoro masz na uczelnię kilometr, to nie będziesz jeździł, ale jak złapie porządny mróz albo deszcz, to nie ma wyjścia. Trzeba też mieć czym dotrzeć na opijanie zdanego koła albo na pocieszające zakupy do galerii ;) Najlepiej mieć w okolicy dwie linie, które dowiozą cię na uczelnię (jedna awaryjna, na zimę, bo przecież „autobusy w zimę mają prawo się spóźniać nawet godzinę!”, jak twierdzą panie w dyspozytorni).


4    .   Pozostali lokatorzy


Niby bez ryzyka nie ma zabawy.. Jednak ja nie ryzykowałabym kłótniami, zabałaganioną kuchnią, czy nieprzespaną nocą. Niekiedy ludzie poznani w mieszkaniu stają się naszymi bratnimi duszami i chcemy z nimi mieszkać w późniejszych latach, wcale tego nie wykluczam. Ja jednak preferowałabym mieszkanie ze znajomymi lub chociaż z ludźmi, o których mamy jako takie pojęcie. Zawsze można z nimi złapać szybciej kontakt, poobrabiać tyłek wspólnym znajomym, a nawet zaprosić ich na domówkę, bo przecież wszyscy się znamy ;) A po ciężkim dniu na uczelni usiąść w przyjemnej atmosferze na kanapie i pośmiać się z Beti z „Pierwszej Miłości”, czy ponarzekać na płaczącą Martę w „M jak miłość”. Jeszcze lepiej, kiedy znajomi są z miejscowości, w której mieszkasz- możecie razem wracać do domu w weekendy ;]


5    .  Stan lokum


Mieszkanie musi być przestronne (żeby po udanej imprezie nie potykać się o ściany), z wydzieloną toaletą i łazienką (RANO WSZYSCY NA 8 MÓWI WSZYSTKO). No wiadomo, żebyśmy nie męczyli się przez cały rok na jakimś niewygodnym tapczanie, z dziurawym wiejącym oknem i zepsutym zamkiem w drzwiach. Zabierzecie rodziców, to wszystko załatwią J


.     6.   Okolica


Wybierając mieszkanie, objeździłam kilka miejscówek (jednak w swoim ostatecznym mieszkaniu zakochałam się od pierwszego wejrzenia ;)) . Jedno z mieszkań było na totalnym uboczu, dookoła pole, z boku jedynie ulica, ale tak jakoś dziko, daleko od tętniącej życiem dzielnicy.. Dla mnie ważne było, żeby blisko był sklep (żeby po ciężkim dniu nie latać gdzieś w pipi daleko po bułki na kolację), przystanek, monopolowy (:D). Nie bierz mieszkania ani na uboczu, ani w centrum (hałas), ani też przy głównej drodze (tiry). Sklep i przystanek i jesteś w niebie ;)



7  .     Udogodnienia (Internet, sprzęty AGD)


O ile bez kablówki można się obyć (w necie da się wszystko obejrzeć na różnego typu plejerach), o tyle bez neta na studiach ani rusz! Wiadomo, ze dobrym źródłem informacji jest uczelniana biblioteka, ale kto w dzisiejszych czasach nie podpatruje wzorów prac w googlach.. Nawet nie o to chodzi, Internet jest źródłem wszelakich informacji, publikacji naukowych, czasopism, materiałów do nauki. Nie raz tworzyłam referat, czy prezentację opartą na filmikach z youtuba, a wykładowcy nie mieli pretensji, że aby opisać działanie jakiejś maszyny, pokazuję to na filmiku. Poza tym, gdyby nie grupy na fejsie, nie dowiedziałbyś się o kołach, konsultacjach. W ogóle nie ma o czym gadać, net musi być! Lodówka też jest obowiązkowa, mikrofalówka. Przydaje się też piekarnik, odkurzacz i pralka.  


Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam przyszłym pierwszoroczniakom!